
Od zera do pałacu Disneya”? – a prawda jest jeszcze gorsza.
W Pinesce też powiało grozą — i to z dwóch powodów.
Najpierw: hejtowanie.
Potem — „równość w edukacji”.
A teraz — edukacja seksualna.
Nie projekt, nie strategia, nie realna kampania — NIC.
Zero.
Za to zdolności do marketingu i autopromocji — jak w story na Instagramie.
Wprowadziła Młodych ludzi w błąd bez cienia dyskomfortu, bez refleksji, bez odpowiedzialności.
I nagle — co słyszymy?
„Jestem najbardziej hejtowaną Pierwszą Damą. Media znęcają się nad moimi dziećmi.”
Czyli klasyka starej PR-owej sztuczki: gdy kończą się argumenty — odpal rolę ofiary.
Prawda jest taka:
Nie ma czego zazdrościć.
Naprawdę nie.
Nie chodzi o urojenia polityczne, nie chodzi o “złotą klatkę”.
Chodzi o to, że osoba reprezentująca polskie kobiety — nie reprezentuje ANI odpowiedzialności, ANI intelektualnych standardów, ANI dojrzałości.
Kiedy miałam 17 lat — czytałam więcej niż to, co ta cała „insta-reprezentacja kobiecości” pochłonęła przez pół życia.
Więc choć nie czytam Gretkowskiej nałogowo — w tej jednej rzeczy ma rację: poziom tu jest dramatyczny.
Bo problem NIE jest emocjonalny.
Problem jest:
- poznawczy
- kompetencyjny
- moralny
Jeśli ktoś łączy bycie „pierwszą damą” z byciem „żywym influencerem” — mimo że nie ma ani wiedzy, ani dorobku — to nie jest elegancja.
To nie jest reprezentowanie polskich kobiet.
To jest wizerunkowy Disneyland.
I tylko tyle.