
Wprowadzenie nowego przedmiotu „edukacja zdrowotna” przez minister Barbarę Nowacką wzbudza coraz większy niepokój wśród rodziców, nauczycieli i środowisk katolickich. Co naprawdę kryje się pod hasłami „zdrowie”, „świadomość” i „wiedza”? Oto trzy kluczowe zagrożenia, które widzę jako ojciec, obywatel i człowiek wierzący:
1. Zdrowie czy ideologia?
Nowy program nie ogranicza się do promowania zdrowych nawyków. W rzeczywistości wprowadza dzieci w tematy ideologii gender, „różnorodnych tożsamości płciowych”, „różnych modeli rodziny” i „akceptacji orientacji seksualnych” już w szkole podstawowej. Wszystko pod pozorem neutralnej edukacji. Tradycyjne wartości rodzinne – miłość kobiety i mężczyzny, czystość przedmałżeńska, wierność – znikają ze szkolnych tematów.
2. Promowanie aborcji wśród dzieci
W starszych klasach uczniowie zapoznają się z metodami „świadomego rodzicielstwa”, antykoncepcji i „prawem do decyzji o własnym ciele”. W praktyce oznacza to normalizowanie aborcji i prezentowanie jej jako jednej z możliwości bez głębszej refleksji moralnej. Nie mówi się o ochronie życia, o godności dziecka nienarodzonego – a przecież dzieci uczone są nie tylko treści, ale postaw.

3. Seks oderwany od uczucia
W programie nie znajdziemy prawie żadnych odniesień do miłości, relacji, odpowiedzialności. Młodzież ma poznawać „różne formy ekspresji seksualnej”, mówi się o przyjemności i zgodzie, ale brakuje odniesienia do wartości, do więzi, do tego, że seks to dar z siebie, a nie tylko czynność. Edukacja staje się techniczna, chłodna i oderwana od człowieczeństwa.
✝️ Podsumowanie
Minister Nowacka mówi o nowoczesnej edukacji. Ja widzę ukrytą rewolucję, która uderza w to, co najcenniejsze — w niewinność dzieci, w autorytet rodziców, w fundament chrześcijańskiej kultury.
To nie jest czas na obojętność. Musimy działać – jasno, spokojnie, stanowczo. Rodzice mają prawo do wychowania swoich dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. I nikt – nawet państwo – nie może tego prawa im odebrać.