1dama

Pierwsza Dama w trybie selfie. Polska czeka na pracę, nie na pozowanie

Są urzędy, które zobowiązują do ciszy. Do tego, by mówić mało, działać dużo i pozwolić, by efekty mówiły za nas. Zamiast tego dostajemy rolki, relacje, backstage i kolejne ujęcia „z życia”. I tak od rana do nocy: Pierwsza Dama w szerokim kadrze – a w wąskim planie realnych działań zieje pustką.

Nie mam nic przeciwko Instagramowi. To narzędzie. Potężne, jeśli używa się go do rzeczy pożytecznych: do mobilizowania szkół, do łączenia rodziców z ekspertami, do tłumaczenia dzieciakom, jak nie dać się hejterom i oszustom w sieci. Tyle że narzędzie, które staje się celem samym w sobie, przestaje służyć komukolwiek poza własnym ego.

Pamiętamy deklaracje: walka z mową nienawiści, równość w edukacji, bezpieczeństwo online. Brzmiało to sensownie. Brzmiało – słowo klucz. Bo jeśli dziś przeciętny rodzic zapyta: „co konkretnie zrobiono w mojej szkole?”, odpowiedź brzmi: „nic, ale mamy pięć nowych relacji i świetny filtr”.

Tak, wizerunek też jest częścią służby publicznej. Chcemy widzieć, że Pierwsza Dama jest z ludźmi, że przytula dzieci, że zagląda do małych miejscowości. Ale ciepłe obrazki to przystawka. Danie główne to projekty, wskaźniki, terminy. I zwykła odpowiedzialność: „obiecaliśmy – zrobiliśmy – oto raport”.

 

pierwsza dama

 

 

Zderzmy dwa światy. Świat Instagrama: idealne światło, idealny kadr, perfekcyjny uśmiech. Świat szkoły: nauczycielka, która sama prosi rodziców o zbiórkę na warsztaty antyhejtowe; dyrektor, który nie ma ani ludzi, ani programu, ani numeru, pod który może zadzwonić, gdy klasa rozpada się pod ciężarem wyzwisk online. Który z tych światów bardziej potrzebuje Pierwszej Damy?

I nie, to nie jest czepialstwo. To wołanie o standard. Skoro padły publiczne zapowiedzi, niech padną też publiczne rezultaty. Bez pudru. Bez filtrów. Bez „wkrótce”. W polityce i w życiu społecznym liczy się to, co można sprawdzić – nie to, co można polubić.

Co więc zamiast selfie? Rzeczy banalnie proste – i właśnie dlatego rzadko modne:

  • ogólnopolski pilotaż „Szkoła Odporna na Hejt” z gotowymi scenariuszami i szkoleniami dla nauczycieli;
  • stypendia „Równe Szanse” dla dzieciaków z najsłabszych gmin – z jawną listą i przejrzystymi kryteriami;
  • stałe dyżury Q&A dla rodziców i uczniów (transmisja na żywo + konkretne odpowiedzi spisane następnego dnia);
  • checklista bezpieczeństwa cyfrowego dla rodzin do pobrania jednym kliknięciem;
  • miesięczny dashboard postępów: ile szkoleń, jakie partnerstwa, jaki budżet, jakie efekty.

To jest do zrobienia od ręki. Naprawdę nie potrzeba do tego sztabu kreatywnych, tylko odrobiny odwagi, żeby wyjść poza kadry i wejść w liczby.

Ktoś powie: „ale ludzie chcą normalności, chcą ludzkiego uśmiechu”. Oczywiście. Tylko że uśmiech bez treści to reklama. A my nie potrzebujemy reklamy. Potrzebujemy pracy. Potrzebujemy, by Pierwsza Dama była kuratorką sensu, nie kuratorką galerii własnych zdjęć.

Są role, które dojrzewają w milczeniu. Pierwsza Dama nie musi codziennie występować, by działać. Może raz w miesiącu pokazać mniej obrazków, więcej liczb – i nagle okaże się, że lajki zamieniły się w zaufanie. A zaufanie jest najcenniejszą walutą życia publicznego.

Na koniec prosta propozycja: do końca miesiąca – plan na 12 miesięcy. Nie press kit, tylko harmonogram pracy. Z miejscami, terminami, partnerami i wskaźnikami. Jeśli naprawdę ważne są równość i walka z hejtem, to tak wygląda poważne traktowanie ludzi. A jeśli ważniejsze są filtry – cóż, filtry zawsze można zdjąć. Pytanie, co zostanie w kadrze.

Bo Polska nie potrzebuje kolejnego profilu „lifestyle”. Polska potrzebuje Pierwszej Damy, która prowadzi – nie pozuje.